Tak właśnie myślę. Małymi kroczkami do przodu z tym krawiectwem się posuwam. Najpierw miałam maszynę i podwijałam firanki, zasłony a jak już mi się trafiły się spodnie to był nie lada wyczyn. Wiele lat później porwałam się na tildy. I tu gdyby nie pomoc mojej Martuchy pewnie rzuciłabym to w diabły zrażona niepowodzeniem. Fakt faktem z tildami najwięcej jest roboty. Odrysować obszyć i wypchać korpus to bajka. Z kieckami też sobie już radzę. Największym wyzwaniem będzie płaszcz z kapturem, żakiet, czy też kurtka. Zawzięta jestem więc na pewno się i tego nauczę. Słowo daję jak się na tym blogu pojawi tilda w jednym z wyżej wymienionych ja ten sukces krawiecki będę czcić winem i to nie lampką a butelką :-)))) hi hi
Tak samo z torbami. Te wcześniej pokazywane to teraz pikuś. Porwałam się na torbę z zamkiem i jeszcze taka zaokrąglona miała być. Uszyć uszyłam. I tak jak zawsze nabijałam się z mojego małżonka, albo wręcz poganiałam go ględząc "rób, rób w końcu! a nie myślisz i myślisz!" tak sama najpierw obmyśliłam jak ma być, zrobiłam szablon, odrysowałam, posklejałam szpilkami i w końcu uszyłam. Bez prucia! bez poprawiania! A nie jest jeden błąd. Wewnętrzna kieszonka-pomyliłam strony, prawa-lewa ;-)
Tylko nie zdecydowałam jeszcze jaki transfer, może zostawię bez:-)
Tymczasem wszystkim zaglądającym do mnie życzę miłego i słonecznego dnia. Gocha
A na koniec, truskawki z mojej plantacji :-)))) piwonie zresztą też :-) A truskawki pycha. Były z kefirem do picia, z makaronem do jedzenia a dziś ciasto ukręcę. Moje dziewczyny z kolei lody będą robić. Ach niech będą jak najdłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz