Tak dremlowałam i wierciłam, że łożysko w dermelu zatarłam. Dobrze, że mój luby w porę interweniował i uratował moje narzędzie pracy. Ach jak mi robota idzie. Pogoda za oknem cudna, słoneczko przyświeca to i robić się chce. Rok temu, gdy zaczynałam przygodę z wierconymi jajami największy problem miałam z wymyśleniem wzoru. Podpatrywałam blogi i stronki tematyczne. W tym roku światełko zapala się samo. Pstryk i mam! Pstryk i wiem! Wzory wychodzą same. Wiem, wiem z niektórymi się powtarzam. No i pewnie, że się powtarzam. Jeśli coś podoba się mnie a co więcej moim klientom dlaczego mam z tego rezygnować! Dziś więc będzie misz masz nowego i starego.
Tym razem i zdjęcia trochę fajniejsze. Raz bo pogoda, dwa bo super fotograf z super aparatem mnie odwiedził i taka sesja jajeczna nam wyszła.
|
Te pisanki należą do moich najulubieńszych i najbardziej pracochłonnych :-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz